Schowajmy słonia razem z trąbą

Niełatwo jest zmajstrować sobie szafę kapsułkową.  I nie chodzi wcale o opór wewnętrzny przed posiadaniem małej ilości ubrań, o nie. Chodzi o jakość ubrań dla kobiet, która coraz więcej pozostawia do życzenia.

Nie jest to utyskiwanie w stylu „Przed wojną to była pogoda!”. To jest fakt. Weźmy dżinsy. Kiedyś miałam dwie pary, kupione za ciężką krwawicę w Peweksie (trzeba było zdobyć dolary albo bony, wcześniej na te dżinsy uzbierać; polskie „teksasy” nie miały z dżinsami wiele wspólnego, więc odpadało). Nosiło się je do całkowitego rozpadu. Ale leżały na tyłku jak trzeba, nie farbowały kanapy, przecierały się w miejscach przewidywalnych i nie uwierały w miejscach zgoła trudnych do przewidzenia.

Obecnie mam kilka par dżinsów. Żadne nie spełniają w stu procentach moich oczekiwań. Każda para ma jakąś wadę i właściwie żadnej nie lubię tak, żeby miała się stać moją drugą skórą (może ty masz tylko dwie pary, które kochasz nad życie, które na tobie dobrze leżą, ale bardzo w to wątpię, złotko, statystycznie nie jest to możliwe).

Naczelnym grzechem damskich dżinsów są kieszenie. Znalazłam taki cytat: „Dżinsy, zgodne z pierwowzorem z XIX wieku, mają 4 duże kieszenie. Dwie z przodu i dwie z tyłu spodni. Jest też mała, piąta kieszonka umieszczona poniżej paska, ponad kieszenią prawą przednią”. Jakby coś, to tutaj).

Pies drapał tę małą kieszonkę. Chodzi mi o dwie wpuszczane kieszenie z przodu. We wszystkich parach – poza jedną – z trudem się tam mieści przedmiot wielkości pudełka zapałek. Jedyna para z głębokimi kieszeniami, w których mieszczą się klucze albo telefon to męskie spodnie. Pomyślałam, że może jakoś głupio kupiłam, miałam pecha, koncentrowałam się na innych elementach, na przykład jakości materiału. Ale nie. SPRAWDZIŁAM. W kilku sklepach obejrzałam markowe dżinsy dla kobiet. Wszystkie, wszystkie miały kieszenie, w których nie mieści się dłoń. Wchodzi najwyżej do połowy.

No owszem, w bardzo eleganckich ubraniach zaszywa się kieszenie. Ale – na cycki Mokoszy! – dżinsy to portki robocze. Bez jaj. Tak, sprawdziłam na dziale męskim: dżinsy mają kieszenie normalnej głębokości.

Przysięgam – od tej pory będę kupować dżinsy na dziale męskim, nawet jeśli to będzie oznaczało konieczność niesienia ich do krawcowej w celu skrócenia.

Przyznaję, że nie daje mi spokoju, co ci veni kreatorzy mają na myśli. To jakaś nowa forma opresji wobec kobiet? Bo kobiece ubrania zawsze były opresyjne: ściskały a to talię, a to żebra, a to uniemożliwiały wejście w drzwi bez męskiej pomocy. Osobiście uważam, że nawet przezroczyste rajstopy w kolorze obierek są opresyjne – kto to kurwa widział – na górze płaszcz, bo zimno, na dole rajstopy, które mają udawać, że nogi są gołe. A spadajcie z takim dezajnem. A wracając do dżinsów. Czy chodzi o to, żeby co i raz kupować nową parę, w poszukiwaniu tej idealnej i nigdy tego ideału nie osiągnąć, ale za to wydać kupę kasy z przewagą kasy? Ktoś wie i może i mi to przystępnie wytłumaczyć?

Damskie torebki

Przedmiot heheszków z powodu panującego w nich bałaganu. No jasne. Weź jeden z drugim, wrzuć sam swoje rzeczy do damskiej torebki (na ogół nie mają kieszeni, kieszeń na telefon to jakaś kpina, smartfon się w niej nie mieści), nie zapomnij o tych wszystkich rzeczach, które trzymasz w kieszeniach spodni i kurtki, i wtedy sobie pogadamy.

Płaszcze i kurtki

Oczywiście nie mają wewnętrznych kieszeni – a jeśli, to bardzo rzadko i mają ich mniej niż męskie wierzchnie okrycia. Oto dlaczego jeszcze późną wiosną chodzę w płaszczu puchowym: ma dwie głębokie wewnętrzne kieszenie. Zewnętrzne zresztą też.

Metki

Innym zagadnieniem są metki. Producenci wszywają je we wszystko i często są to całe księgi o wielu stronicach (za to skład surowcowy jest na nich starannie zakamuflowany).  Metki te drapią niemiłosiernie, a ich wycięcie wymaga wiele cierpliwości i sprawnej ręki. Z całego serca życzę, żeby ci, którzy projektują te metki, musieli takie nosić, najlepiej w majtkach (muszę sprawdzić swoją drogą, czy męskie majtki też są zaopatrywane w te narzędzia tortur).

Ostatnio szczytem osiągnięć dezajnu stała się metka w koszuli flanelowej – z logo wyhaftowanym metalizowaną nitką. Żeby cię, projektancie, obesrało.

À propos koszula flanelowa. Ponad rok szukałam takiej, której jakość materiału będzie taka, jak w męskich koszulach. Przemysł odzieżowy mi oferował owszem flanelę, ale trzy razy cieńszą. Nie bardzo rozumiem – mam kupić dwie i nosić jedna na drugą?!

Zaiste, przed wojną była lepsza pogoda, dżinsy wyglądały jak dżinsy, a nie jakieś wypierdkowate leginsy, a do ich kieszeni można było schować słonia razem z trąbą, i widział bóg, że to było dobre, no ale cóż, zły pieniądz wypiera lepszy, a my się dajemy robić w bambuko.

 

Ilustracja otwierająca: Maestro della tela jeans (piccolo mendicante), prototyp dżinsu z dziurami. Derekcja próbowała przymierzyć takie portki z wychlastanymi dziurami, ale za każdym razem trafiała w dziurę, a nie w nogawkę. Bardzo to było pouczające doświadczenie.

Źródło: By Master of the Blue Jeans – La Tribune de l’Art, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12424126

8 Komentarze: “Schowajmy słonia razem z trąbą

  1. sprawdziłam,na dupie mam dżinsy których kieszenie mieszczą sporo(komóra obowiązkowo,paczka chusteczek i klucze w jednej) i raczej nigdy nie narzekałam na ich objętość ale fakt faktem kupuję w durnym C&A często czyli żadne tam markowe.
    Jakoś jest byle jaka ale ze trzy lata temu kupiłam sobie markowe za sporą kasę i jak się kurka po 4 miesiącach przetarły w kroku !!! tak dałam spokój.Kurtki z ich brakiem wewnętrznych kieszeni mnie rozwalają.Od pewnego czasu wręcz sprawdzam czy jest i dopiero wtedy mierzę.Rajstopy często noszę kryjące grube ;).A flanelowych koszul już nie lubimy,dawniej często łaziwszy znaczy nie w temacie jestem teraz;)

    1. Ja bym kupowała męskie kurtki, ale z moim wzrostem to niemożliwe. No chyba że w Peru albo Portugalii.

  2. Ja myślałam, że tylko mnie się podobają ciuchy męskie. I jakościowo, i dizajnersko. Czuję się dyskryminowana modowo. Kurtki od lat nie mogę wymienić na nową, bo nie robią tera kieszonek na komórkę i kartę w sierodku. T-shirty [podkoszulki to kiedyś były, nie wiem, czy dalej to tak można nazwać] z zupełnie innej bawełny i w dodatku mają rękawki. Damskie – tylko skrzydełka. A mnie jest tam zimno.
    Oj, temat-rzeka zaiste.
    Kurtki żeglarskie dla kobiet zajmują 1/8 działu męskiego. I wszystkie przed dupę. Bo babom, wiadomo, dupy nie marzną.
    A w męskich wygląda się naprawdę kiepsko.

    1. Jakimś rozwiązaniem jest kupowanie ubrań na wyrośniętych chłopców. Ale to się też niekoniecznie sprawdza, ponieważ te ubrania są na ogół dużo gorszej jakości.
      W żeglarskim sklepie tylko kalosze nie mają płci:)

    2. Gdy to jest tylko kwestia „wygląda się kiepsko”, to małe piwo. Ale będąc, jeszcze nie tak dawno, bardzo dużą kobietą ze słuszną różnicą między biodrami a pasem odkryłam, że żadne męskie ciuchy już nie wchodzą w grę. Jeśli w biodrach się mieszczę to w barach (dla kurtek) lub w pasie (dla spodni) mogłabym upchnąć jeszcze ze trzy inne osoby. Ciuchy męskie bowiem zachowały proporcje dla mężczyzn.

      1. To jest prawda. Z drugiej strony zawsze mnie zastanawiało, skąd biorą swoje portki i kurtki te stada efebów, przemieszczające się tanecznym krokiem deptakami, korytarzami galerii handlowych, przesiadujące w kawiarniach. Może kiedyś któregoś zaczepię i zapytam (o ile znajdę w sobie tyle odwagi).

  3. Metki ze wszystkiego nałogowo wycinam, z majtek też, tuż po zakupie. Jedynym odstępstwem są piżamy – tu metka zostaje, ponieważ w półmroku sypialni jest jedynym namacalnym gwarantem, że nie założę gaci tyłem do przodu.
    Wycinanie metek ma jednak swoją ciemną stronę, gdyż pozostałości często drapią bardziej niż całość. Ale na nerwicę natręctw nic się nie poradzi…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *