Dół do góry, góra do dołu, capsule wardrobe

logo_małe

Coraz częściej napotykam w sieci na porady, jak krok po kroku zmajstrować capsule wardrobe. Taka piguła ubraniowa to starannie wyselekcjonowane kilkanaście ponadczasowych sztuk ubrań na sezon (widziałam też kapsuły zawierające 40 sztuk, co mi się z esencją i minimalizmem mimo sporego wysiłku nie chce skojarzyć), z których każda pasuje do każdej. Termin wprowadziła Susie Faux, a spopularyzowała Donna Karan. Taka esencjonalna garderoba pozwala uniknąć nierozważnych zakupów, do których skłania tania, szybka moda, a dzięki temu kupować mniej, ale za to lepszych gatunkowo rzeczy. Poza tym dylemat, w co się ubrać, przestaje istnieć.

I wszystko fajnie, idea zacna, tylko że ja ją znałam jeszcze za towarzysza Wiesława. W tamtych czasach chyba prawie każdy miał taką kapsułę (no dobra, nie wiem, jak to tam było z Niną Andrycz albo Ireną Dziedzic).

Nawet w czasach większego dobrobytu, jak zdjęli tego w okularach i nastał ten na jeża , nasze szafy dalej były szafami kapsułkowymi. Moja mama zawodowo szyła, ja umiem i lubię robić szydełkiem i na drutach, więc na pewno zawartość mojej szafy nie windowała się na szczyt piramidy minimalizmu. Ale nie zdarzyło mi się w tamtych czasach, żebym znienacka odkryła w niej jakąś zagubioną bluzkę albo nie mogła znaleźć dżinsów (bo miałam tylko jedne, kupione po partyzancku wbrew rodzicom w Pewexie). A teraz – i owszem.

Nie przypominam sobie, żebyśmy w tamtych czasach przeprowadzali brawurową akcję zmiany ubrań letnich na zimowe – pakowali je i zamieniali miejscami. Po prostu wiosną chowało się kozaki do szafy, a wyjmowało sandały i tenisówki. Jesienią sandały i tenisówki wędrowały do szafy, na miejsce kozaków. Jaki sens miałoby mieć upychanie w torby letnich sukienek? Żeby je pognieść? Przewieszało się je po prostu w trudniej dostępny kąt szafy i tyle.

Ludzie wtedy mieli pewnie ze dwie pary spodni, ze dwie spódnice letnie, ze dwie zimowe, kilka bluzek, kilka swetrów, coś od wielkiego dzwonu i ze trzy sukienki. Zestawiali to i wcale nie wyglądali źle, chociaż scena z „Czterdziestolatka”, w której Madzia przymierza dół do góry i górę do dołu – jest śmieszna. Być może jest to pierwsza scena filmowa, w której bohaterka podejmuje próbę stylizacji. Kiedy słyszę albo czytam „stylizacja” mam wrażenie, że mowa jest o jakichś przebierankach, a nie o sensownym ubraniu*. Czy taka, dajmy na to, Audrey Hepburn dumała nad „stylizacjami”? Albo Coco Chanel? Nie sądzę. Miały styl, więc stylizacje im były na plaster. YSL powiedział „Moda przemija, styl jest wieczny”. Stylizacje przemijają. Styl jest wieczny.

„Stylizacje” na ogół wyglądają żałośnie, ponieważ nie ma w nich zamysłu ponadczasowości. Na ulicy mijają mnie wystylizowane panny, ubrane nieodpowiednio do sytuacji (ta słynna scena z „W czym mamy problem?”, w której bohaterka zabija inną kobietę, bo „nosiła białe buty po pierwszym września”!). Widać, że marzną albo jest im za gorąco, że ich „stylizacja” to jeden wielki dyskomfort.  Moje komfortowe ubranie to takie, o którym nie pamiętam, że je na sobie mam. Nie muszę obciągać przykusej spódnicy, podwijać rękawów, nie irytuje mnie tkanina, z jakiej zostało zrobione itd, itp. No ale ja jestem stara, mam za złe i lubię wygodę. I zawsze starannie czytam metki, a często nie wierzę w to, co jest na nich napisane.

Druga strona medalu to wygoda sama w sobie. Buty emu, przypominające łapcie kloszarda, kurtki zamiast płaszcza, plecak zamiast torebki. Diagnozę zjawisku stawiałam tutaj klik-klik.

To wracamy do szafy socjalistycznej. Jej zasoby można sobie łatwo wyobrazić, jeśli ma się taki mebel skonstruowany za realsocjalizmu. Ja mam. Mieszkam w domu oddanym do użytku w 1953 roku.

IMG_0602

Szafa to wnęka w ścianie, zaopatrzona w dwuskrzydłowe drzwi. Jej wyposażenie, mające na celu na celu organizację i przechowywanie, składa się z drąga na wieszaki do ubrań, a powyżej niego – niezbyt wysokiej półki. Wyżej jest już tylko pawlacz, którego zalety, jako miejsca przechowywania ubrań na co dzień przy moim wzroście siedzącego psa, są mizerne. W takiej przestrzeni, przy pewnym nadmiarze ubrań, nie da się utrzymać porządku i organizacji. W sumie nawet nie można się połapać gdzie co jest, bo wnętrze szafy wygląda, jakby w nie przed chwilą pizgnął meteoryt tunguski. Niejedna szafa hotelowa oferuje więcej miejsca niż ta moja. Nie wydaje mi się to jednak dostatecznym powodem do zmiany samej szafy, ale raczej do okrojenia ilości posiadanych ubrań.

Z jednej strony Mari Kondo wymyśla sposoby przechowywania ciuchów. Są sensowne i warto je wdrożyć. Ale jeszcze jest i Leo Babauta, apostoł idei minimalizmu, który powiada, że wszelkie systemy przechowywania przeczą minimalizmowi. Nie da się powiedzieć, że upadł na głowę; dla kilku rzeczy nie ma co tworzyć systemu przechowywania. Patrzysz – i je widzisz.

Ludzie, którzy przeprowadzili brutalną selekcję w swoich rzeczach twierdzą, że żyje im się lepiej. Na przykład nie mają porannego dylematu, w co się ubrać. Dla mnie to akurat nie jest argument. Należę do tej części ludzkości, która, jeśli lubi jakąś rzecz, skłonna jest ją prać, suszyć i nosić na okrągło. W związku z tym nie waham się, co by tu sobą przyozdobić. Należę też do tej części ludzkości, której rano jest wszystko jedno. Radość z faktu, że usłyszałam budzik i udało mi się podnieść z łóżka, przyćmiewa wszystko inne. Ale ponieważ słyszę go na ogół za późno, czasu na rozmyślania nad przyodziewkiem nie mam wcale.

Praca w klimatyzowanym ołpenspejsie nauczyła mnie, że w największy upał wełniany sweter dobrej jakości może uratować życie. Praca w pomieszczeniu bez klimatyzacji, które można wywietrzyć tylko wychodząc z niego nauczyła mnie, że letnie tiszerty to bardzo dobre ubrania na zimę.

A dojazdy do pracy na hulajnodze nie nauczyły mnie niczego, bo i tak nie wiem, jak się ubrać. Obiecuję sobie, że „pojadę ot tak, rekreacyjnie”, po czym okazuje się, że jazda rekreacyjna jest w moim wykonaniu dyscypliną olimpijską, ubrałam się za grubo i powinnam się przebrać.

Więc może w pracy stworzę sobie alternatywną capsule wardrobe.

logo_małe

 

Na przykład taki: „Na Festiwalu Filmowym w Toronto Johnny Depp zaprezentował – nie możemy oprzeć się temu stwierdzeniu – gorszą wersję samego siebie. Jego stylizację śmiało można określić mianem niechlujnej. Mocno przetłuszczone włosy, koszula z wyciągniętymi rękawami i spodnie, w których chyba wcześniej malował mieszkanie, to elementy garderoby wybitnie niepasujące do bożyszcza kobiet. Wisienką na torcie jest kaszkiet. Nie pomogła tu nawet kamizelka (którą, notabene, skutecznie rozpychały dodatkowe kilogramy umiejscowione na brzuchu aktora) i elegancka poszetka”.

Cytat pochodzi z „Plotka”. Swoją drogą komuś, kto to pisał, rodzice najwyraźniej nie wytłumaczyli, że ludzie po prostu się starzeją. Do tego tematu jeszcze wrócimy.

6 Komentarze: “Dół do góry, góra do dołu, capsule wardrobe

  1. Ponieważ piszę tu pierwszy raz, najpierw lekko ponarzekam na siebie, że odnalazłam tę skarbnicę wiedzy późno – czuję mocny falstart życiowy, a po drugie – zapewne jak każda – muszę wyrazić rozczarowanie, że Filip był kobietą… Ale mając lat tyle, ile mam, wcale mnie to nie dziwi, bo na świecie takich filipów po prostu nie bywajet. [Mogę to udowodnić zasadą indukcji zupełnej, albo i niezupełnej – niezupełnie pamiętam].
    Ad meritum – rozczulił mnie cytat w tytule „dół do góry, góra do dołu”, żyje on ze mną tyle lat, wybuchając w rozmaitych chwilach życiowego niezdecydowania. Niestety przywoływane przeze mnie wesołe słowa w towarzystwie nie budzą radosnych skojarzeń. Może czas zrobić porządek nie tyle w szafie, co z towarzystwem.
    Czołem
    ida

  2. Tak. Porządki w towarzystwie przynoszą wiele radości (czego doświadcza każdy, kto zrobi to chociażby tylko na fb).

  3. Przyzwyczaiłam się już do posiadania więcej niż jednej pary spodni, spódnic, a także całkiem sporej liczby bluzek i swetrów. Nawet kurtek. Ale mój mózg ciągle nie może przeskoczyć wpojonego w dzieciństwie przekonania na temat butów: że ma się sandały na lato, kozaki na zimę, półbuty na wiosnę/jesień i trampki na WF; i to całkowicie wystarczy.
    Znaczy, to nie to, ze sobie nie kupuję. Ale za każdym razem z pewnym takim oporem: a po co mi to właściwie? Przecież już mam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *