Jakoś tak listopadowo się zrobiło, to takem se pomyślała, że warto zrobić zupę po meksykańsku i zupę po tajsku.
Ale zanim będzie o tych zupach to chciałam się podzielić takim przeżyciem, że odkąd usłyszałam o ryżu po meksykańsku, mój świat przewrócił się do góry nogami:
Była sobie dziewczyna, która miała chłopaka. Chłopak to była taka sralka-mądralka (jako OMC teściowa mogę sobie strzyknąć jadem, nie?). Chłopak miał matkę zwaną Matulą, bardzo w porządku kobietę. Kiedyś, w większym gronie, toczyła się rozmowa o egzotycznych potrawach. Chłopak w każdej sytuacji uważał za konieczne powiedzenie czegoś, a że ni cholery nie gotował, to uznał za bezcenne dla towarzystwa podzielenie się swoimi preferencjami:
– Bardzo lubię egzotyczne potrawy. Matula czasem robi ryż po meksykańsku.
Drogą namysłu idnywidualnego doszłam do wniosku, że Matula, z roczników zbliżonych do moich, wychowana za komuny i na przepisach Ireny Gumowskiej, musiała ten ryż mieszać z kukurydzą z puszki, fasolą i papryką, uzyskując potrawę wielce egzotyczną i wytworną.
Niedobrym jestem człowiekiem. Co zobaczę kukurydzę albo ser, to sobie myślę, że są one po meksykańsku. A że zrobiło się tak więcej listopadowo, to takem se pomyślała, że warto zrobić zupę po meksykańsku i zupę po tajsku.
Zupa po meksykańsku
Cztery kolby kukurydzy należy okroić z zieren. Kolby zalać wodą (pół litra wystarczy, zwłaszcza jak się te kolby przekroi na pół) i gotować. W innym garnku wyłuskane zierna zalać powiedzmy szklanką wody i gotować na wolnym ogniu. Po kwadransie kolby wyrzucić precz, a uzyskany z nich wywar wlać do ziaren.
Pół kilograma ziemniaków obrać, pokroić w kostkę i dorzucić do gara z kukurydzą. Ja dodaję ą i ę kostkę wegetariańską rosołową, na pewno ze sprawiedliwego handlu, a jakże. Kiedy ziemniaki będą miękkie, odłowić z 1/3 albo 1/4 kukurydzy do osobnego naczynia, a to, co jest w garnku, zblendować. Dodać pieprzu i śmietany. Dorzucić te odłowione ziarna kukurydzy. Na talerzu posypać szczypiokiem. Bolesna prawda jest taka, że ja posypuję to jeszcze startym żółtym serem. I co, może nie po meksykańsku?!
Rozgrzewająca zupa curry z soczewicą
Bez żadnych eksperymentów, czyli wszystko jak zwykle.
Łyżeczkę zielonej pasty curry podsmażyłam na oleju (w przepisie nie było powiedziane, jaka to ma być pasta – wywiązała się wielka dyskusja domowa, że niby jak w przepisie nie jest powiedziane jaka, to domyślnie chodzi o żółtą; ja byłam odmiennego zdania, a zresztą żółtej nie mam, więc szkoda strzępić języka).
Następnie dolałam kartonik mleka kokosowego (w przepisie było, zdaje mi się pół litra, ale ja miałam tylko kartonik 250 mililitrowy, a zresztą w domu się nie przelewa, więc bez przesady).
Dodałam litr bulionu oraz szklankę suchej czerwonej soczewicy (i to było zgodne z przepisem, aczkolwiek stwierdzam, że spokojnie tej soczewicy można było dać półtorej szklanki).
Na małym gazie, gaziątku wręcz, gotowało to się około 10 minut.
W tym czasie kroiłam na mniejsze kawałki kukurydzę miniaturową (przepis stanowił o kukurydzy z puszki, ale ponieważ w żadnym z okolicznych sklepów takiej nie mieli, dałam kukurydzki ze słoika, w lekkiej zalewie octowej). O ile nie ma takich kukurydzek, to różyczki kalafiora znakomicie dają radę.
Dorzuciłam je do zupy z prawie całą paczką groszku mrożonego (w przepisie był groszek cukrowy – no ciekawe, skąd ja go wezmę, jak u nas nie bywa).
Podobne:
Dobra by to była zupa, gdyby kucharz nie był dupa
W którey Autor radzi, yak yesienne potpourri zrobić
Ilustracja otwierająca: reklama produktów Knorra z lat 30. XX wieku. Niestety, nie robili nic po meksykańsku.
Dzięki Laura. Uśmiech w ponurym dniu mi dałaś.
a ja mam właśnie to cholerne julienne w ruskim filmie i się okazuje, że to stara zupa jest! już knorr ją znał! dzięki :)
No ba. Zupę julienne to ja mam w książce kucharskiej z 1834 roku… W ogóle nie wydaje mi się, żeby kuchnia francuska obfitowała w zupy. Mają tę julienne, czyli jarzynową z jarzynami pokrojonymi w zapałkę i mają consomme, czyli zimny rosół. Naprawdę dobre zupy to Europa Środkowa i Wschodnia
Lauro, od pamiętnej zupy z soczewicy, którą poczęstowała nas Agnieszka, gotując korzystam z tego właśnie w/w Twojego przepisu. Wychodzi świetnie, dziękuję :-*
Krysiu – ja się dzielę tylko sprawdzonymi wielokrotnie przepisami. Takżeten:) Nie ma za co!