Gramatyczni naziści

Gramatycznym nazistom wcale nie chodzi o czystość języka, poprawianie innych to popuszczanie złości i frustracji. To polonistyczne ZOMO, językowy odpowiednik Faszyn from Raszyn. Wątpię, żeby ortograficzni naziści byli w stanie kupić używany samochód.

Śledzisz sobie spokojnie jakiś wątek na fejsbuniu, aż tu nagle! W sumie wcale nie nagle, bo zjawisko zaczyna przybierać rozmiar pandemii: jakaś komentująca mądrala skupia uwagę nie na zawartości merytorycznej tekstu, a na błędzie, którego dopuścił się autor albo inny komentator. Na przecinku, nie takim przypadku, jakiego należało użyć, na literówce, regionalizmie. I zaczyna się jatka.

Taki przykład sprzed dwóch dni.

X: Im tez mowimy, zeby „spierdalaly” – i koniecznie dodajemy cudzyslow, zeby wiedzialy, ze to przekaz dla idiotow.

Y: Chyba o cudzysłoWIE…

X: Jak zwal, tak zwal. Chodzi o te dwie kreseczki na początku i na końcu. Mogę narysować ;)

Y: Wiem o który znak przestankowy chodzi. Ale forma „w cudzysłowiu” jest nieprawidłowa. Cudzysłów odmienia się tak jak rów*.

X: Zawsze poprawiasz w taki sposób swoich rozmówców? To musi być jakaś nowa norma w zasadach dobrego wychowania.

(…)

Y: Ty debilna analfabetko, jak możesz nie wiedziec jak odmieniamy przez przypadki po polsku, pewnie nawet podstawówkę z trudem skończyła, od razu z gęby wiadomo że jesteś durna blondi. ^^ gdybym tak napisala, to by byla nowa norma w zasadach dobrego wychowania, a ja po prostu stwierdziłam fakt. Bez wyzwisk, obrazania i całkowicie bezosobowo, pozwolę sobie zauważyć. I tak, poprawiam ludzi.

X: Masz racje – ledwo skończyłam podstawówkę. Czy teraz juz uwolnisz nas od twojej wybitnej inteligencji i wyrafinowanej kultury osobistej?

Dyskusja zakończyła pani Y, oświadczając:  „A ja postaram sie nie czepiac tych zupełnych pierduł

Niektórzy poprawiacze łączą się w stada. Na przykład na FB aktywny jest fanpejdż „Gramatyczni naziści”, którego fani z lubością publikują rozmaite błędy językowe popełniane przez bliźnich. Robocza definicja gramatycznego nazisty: osoba, która cię poprawi i wyśmieje, niezależnie od okoliczności, zawsze i wszędzie. Polonistyczne ZOMO, językowy odpowiednik Faszyn from Raszyn

Żyję z pooprawiania cudzych tekstów. Zaczyna mnie boleć wyrostek, którego nie mam od trzydziestu lat, na widok tych wszystkich: mimo, że, tam pisze, pisało, wziąść, szukam przgrudek, wzięłem tą książkę, powiedzcie to wszystkim kobietą, nie ważne, mi też się to podoba i całej masy innych błędów. Ale czasem wątpię, żeby gramatyczni naziści byli w stanie kupić używany samochód. Wyśmiewając ogłoszenie kobiety poszukującej pracy, pełne błędów ortograficznych, ale w swojej treści czytelne, zgarnęli wprawdzie 168 lajków, ale komentarz „Czy poza znalezieniem błędów ortograficznych, ktokolwiek przeczytał ten tekst ze zrozumieniem? Przecież ta kobieta szuka pracy, żeby się uniezależnić i zmienić swoje życie… Kupa śmiechu” otrzymał ich 112.

Myślę, że statystycznie wcale nie chodzi o czystość języka, ale o przepełniającą złość i frustrację. Gramatyczni naziści, językowi puryści to zazwyczaj amatorzy. Zawodowo z językoznawstwem nie mają nic wspólnego. Część z nich to mentalni potomkowie Józefa Stalina, który w 1950 roku opublikował dzieło „Językoznawstwo”, zawierające innowacyjną myśl: każde dzieło literackie zawsze napisane jest w jakimś języku. Znachorzy języka, którzy próbują leczyć innych, zamiast osobiście udać się do lekarza. Wiatr historii przewietrzył biblioteki i wydawnictwo Puls, które wznowiło „Językoznawstwo” dotarło tylko do dwóch istniejących w Polsce egzemplarzy: w bibliotece zakładu karnego w Siedlcach i w szkole podstawowej w Ustrzykach Dolnych. Tyle samo zostanie po was, poprawiacze.

Druga grupa to tacy, którzy próbują odwrócić uwagę od meritum. Tych rozgryzł dawno temu Schopenhauer:

Fortel 18: Jeśli przeciwnik ma przewagę zakłócić tok dyskusji, zmienić temat, odwrócić uwagę i skierować ją na inne twierdzenia.

Fortel 29: W trudnej sytuacji zacząć mówić o czymś innym, jak gdyby to było związanym z daną kwestią kontrargumentem.

Fortel 36: Oszołomić przeciwnika potokiem bezsensownych słów.

Fortel 38: Kiedy widzimy, że przeciwnik ma przewagę, a my przegramy, atakujemy jego osobiście w sposób obraźliwy i ordynarny, np. „Twoja racja, Sokratesie, jest tak odrażająca, jak twój wygląd”.

Ta reguła gry stosowana jest z wielkim upodobaniem, ponieważ stać na to każdego.

No właśnie. „Twoja racja jest taka, jak twoja interpunkcja”.

Poprawiasz cudze błędy? Sprawdź, co ci dolega.

 

* Rzeczywiście, forma „w cudzysłowie” jest nieprawidłowa – o ile dotyczy narzędnika. Pani X, „debilna analfabetka” z doktoratem, użyła mianownika, który tutaj był jak najbardziej na miejscu. W związku z tym  pani Y wywołała awanturę nie wiedząc w sumie, o czym mówi.

 

Ilustracja otwierająca: The Scholars, Gabriel von Max (1840-1915)

 

O modowych zomowcach tutaj: http://www.towarymieszane.pl/nosta-co-chceta/

 

10 Komentarze: “Gramatyczni naziści

  1. Ze wstydem przyznaję, że czasem bawię się w grammar nazi. I tak, kryje się za tym frustracja, ale chciałabym dołożyć parę słów wyjaśnienia, jak to wygląda w moim przypadku.
    Mieszkam w Irlandii i na co dzień operuję w języku angielskim (irlandzkiego się jakiś czas uczyłam, ale olałam, bo Irlandczycy też nie są już tym językiem zainteresowani). Nie pracuję z Polakami, moi szefowie to autochtoni, mój chłopak też jest z Wyspy (północnej części).
    Mój angielski oczywiście nie jest idealny, ale bez fałszywej skromności powiem, że jest bardzo, bardzo dobry. Uczę się go od dziecka i prawie dekadę mieszkam w kraju anglojęzycznym, więc mówię swobodnie, płynnie czytam, rozumiem nawet najdziwniejsze akcenty (czasami muszę tłumaczyć mojemu chłopakowi, co powiedział rodowity mieszkaniec Dublina, serio).
    Jednakże, gdzie się nie obrócę, każdy zakłada, że mój angielski jest gorszy, tylko dlatego, że się tu nie urodziłam. Tak po prostu, nie znając mnie, nie zamieniając ze mną nawet zdania. Szczególnym przypadkiem jest ekipa kadrowych (lokalna i wyższe panie dyrektorki na szczeblu korpoglobalnym), które rozdając jakieś formularze lub ulotki na spotkaniach firmowych zawsze powtarzają „jeżeli osoby nieanglojęzyczne osoby nie rozumieją jakiegoś słowa, to proszę pytać, my wszystko wyjaśnimy.” Tekst ten nigdy nie jest skomplikowany, ale ta uwaga zawsze pada, na ogół okraszona wymownym spojrzeniem w stronę moją i innych cudzoziemców (z których niektórzy np. mieszkają w Irlandii 15 lat i dłużej). Bardzo mnie to rani i irytuje, bo takie sprowadzenie do kulturalno-językowego stereotypu jest przykre i nieco rasistowskie. Traktowanie z góry cudzoziemców na polu językowym to najpopularniejsza forma mikroagresji, jakiej doświadczam w Dublinie i po prostu nie jestem w stanie się do tego przyzwyczaić.
    Jednocześnie, poziom poprawności językowej wśród autochtonów jest fatalny. Mylenie your/you’re i their/there/they’re jest nagminne, tak samo takie kwiatki jak definately. Wspomniana wyżej kadrowa jest święcie przekonana, że liczba mnoga od sandwich to sandwichs (nie, to nie literówka, powtarzało się to parę razy w kilku mailach).
    Tak więc, ludzie, którzy robią okropne błędy językowe patrzą na mnie z góry, zakładając, że mój angielski jest gorszy, chociaż ja nigdy nie zrobiłabym żadnego z w/w błędów.
    I teraz konia z rzędem temu, kogo nie będą świerzbiły paluszki, żeby odstawić językowy Auschwitz. Powstrzymuję się, bo tutejsi bardzo źle reagują na krytykę, no i pyskować kadrowej to trochę ryzykowne, ale za każdym razem, kiedy widzę „I should have went”, umieram o milimetr.

    1. Rozumiem frustrację. Walka ze stereotypem (niekumatego obcokrajowca, blondynki, kobiety, kogokolwiek) jest bolesna i rzadko uwieńczona sukcesem.
      To mi przypomniało, drogą myślową konika szachowego, historię jednej z moich koleżanko-przyjaciółek, która jako bodaj 18-latka wyjechała do Anglii. To były czasy komuny i jej pierwszy wyjazd, więc zapewne mówiła tak sobie po angielsku. Pracowała w jakimś pensjonacie. pewnego dnia odebrała w recepcji telefon i jakoś się zaplątała podczas odpowiedzi, a i akcent pewnie miała jeszcze nie z BBC. I wówczas rozwścieczony głos w słuchawce wrzasnął: – Ty pierdolona Irlandko!
      Chociaż chyba wolę być potraktowana po chamsku niż protekcjonalnie…

  2. Pomóżcie mi z tym cudzysłowem (odmieniam jak rów, jak radzi pani od kupoburzy), bo nie wiem. Derekcjo, helpunku bom się pogubiła jak dziecię. Dodajemy cudzysłów (kogo?co? ten cudzysłów, ten rów) czy ja coś mieszam?

    1. Ujmujemy, piszemy w cudzysłowie.
      W odmianie: cudzysłowu, cudzysłowowi, w cudzysłowie. W mianowniku (kto, co) cudzysłów.
      Przyczyną błędu może być analogia do rzeczowników tułów i ołów oraz posłowie, przysłowie i wielosłowie.

  3. Z ręką na sercu przyznasz, że nigdy nikogo nie poprawiłaś? Nigdy ci nie wybuchło, po usłyszeniu TE dziecko? Nie gubisz wątku, gdy czytasz: „lista się kończy, TAKŻE pospieszcie się”. NIGDY?!
    Ja się przyznaję, że mam kilka takich, których nie przepuszczę [no, może teściowej].
    A przy okazji, przeczytane niedawno orzyć odczytałam z rozpędu „o, dupa” [nie wiem, może to znak czasu].

    1. Owszem, kilka razy w życiu poprawiłam i jest mi z tego powodu nieco wstyd. Nikt nie ma prawa poprawiać kogoś innego, tak jak nie ma prawa zwracać mu uwagi na wygląd, ubiór, sposób wychowania dziecka albo nieprawidłowe trzymanie sztućców.
      A TE dziecko? Cóż, cały Wiech do przeredagowania…

  4. Czepnę się. Napisałaś:
    Rzeczywiście, forma „w cudzysłowie” jest nieprawidłowa – o ile dotyczy narzędnika. Pani X, „debilna analfabetka” z doktoratem, użyła mianownika, który tutaj był jak najbardziej na miejscu.
    Forma „w cudzysłowie” jest prawidłowa. Jest to miejscownik. Pani X nie użyła mianownika, ale biernika.

  5. To, jak mówimy i piszemy, świadczy o nas. Poziom polszczyzny w mediach (i nie tylko) jest tragiczny. Nawet redaktorzy są coraz słabsi. Więc ja będe poprawiała, choć gdy porwie mnie czyjaś myśl i geniusz, nie poprawiam. To piszę ja – gramatyczno-ortograficzna nazistka. I nie jestm sfrustrowana. Natomiast Pani najwyraźniej tak.

  6. Albo mi coś uciekło, albo nie bardzo rozumiem – co ma z nazizmem wspólnego na przykład zwracanie uwagi osobie która nie używa polskich liter w teoretycznie polskim tekście.
    Kilkakrotnie już spotkałem się z tym określeniem i brzydko mi to pachnie nieumiejętnością radzenia sobie z dysonansem poznawczym w sytuacji gdy ktoś zwraca uwagę na ordynarne błędy czy niechlujstwo językowe – wtedy prymitywna osoba zwyczajowo używa wymienionych forteli aby odwrócić uwagę od meritum, odskoczyć od tematu, zaatakować go osobiście w sposób obraźliwy i ordynarny, czyli zwyzywać od „nazistów językowych”. To chyba standardowa w internetowych pyskówkach technologia odwoływania się do faszyzmu, nazizmu, lewakizmu, lemingizmu, etc… etc…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *