W zeszłym tygodniu pożegnałam wraz z gronem znajomych Roberta Reuvena Stillera. Pisarza, tłumacza, eseistę, poetę, poliglotę, który władał ponad trzydziestoma językami, intelektualistę, erudytę, ale przede wszystkim mojego przyjaciela od ponad trzydziestu lat (straciłam rachubę, od ilu). Robert był bezkompromisowym weredykiem: jeśli kogoś uważał za durnia i szkodnika, mówił o tym wprost, jeśli coś śmierdziało –