Zeszyt spóźnień

Ojejka, ale haniebnie dzisiaj zaspałam!

 

Kiedy burłakowałam w korpo-wydawnictwie, siedziałam w pokoju z taką jedną koleżanką. Nazwijmy ją sobie dla niepoznaki Marzenką. Marzenka zazwyczaj zjawiała się w redakcji około wpół do dwunastej, a jeśli dopadła ją poranna bezsenność – przed jedenastą. Redaktorzy w tym korpo mieli obowiązek przychodzenia na dziewiątą. Dawniej się mawiało, że dobrego redaktora nie uświadczysz w redakcji (bo jest w terenie), a kierownicy działów wyganiali personel ze słowami „Redakcja nie knajpa, żeby w niej wysiadywać”. To się, niestety, zmieniło wraz ze zmianą ustroju. Zmienił się ustrój, zmieniły się wymagania, a Marzenka – nie. Otóż Marzenka wpadała, udając straszliwie zadyszaną i wykrzykiwała od progu:

– Ojejka, ale haniebnie dzisiaj zaspałam!

Druga diva od spóźnień w tym korpo była jeszcze lepsza od Marzenki. Ta się stawiała do roboty koło wpół do pierwszej. Ona jednak nigdy, ale to przenigdy nie zaspała. Ona miała przygody, które absolutnie nie pozwalały jej dotrzeć na czas. Na przykład:

  • kot mi wlazł na firankę i jak go zdejmowałam, to spadłam z drabiny, a w dodatku karnisz się oberwał i mi zleciał na głowę;
  • zatrzasnęłam się w łazience;
  • bezdomny siedział pod moim domem i bałam się wyjść;
  • mój pies pogonił bezdomnego i wezwano mnie na komisariat;
  • wypadłam z autobusu;
  • jakiś pijak się do moich drzwi dobijał od rana i bałam się wyjść;
  • bluzka mi nie wyschła i musiałam suszyć żelazkiem;
  • w połowie drogi uświadomiłam sobie, że chyba nie wyłączyłam żelazka;
  • rozerwało mi się sznurowadło w połowie drogi i musiałam kupić nowe, a to było trudne, no bo jak tu iść ze spadającym butem.

Jeden ze zwierzchników zaproponował jej kiedyś, że jej kupi budzik, ale go obcięła:

– Mam ich całą kolekcję, ale nie używam!

Jak się okazuje, tacy wirtuozi niepunktualnego przychodzenia wcale nie są polską specjalnością. Kilka lat temu „Nowyje Izwiestia” opublikowały pokłosie konkursu na najciekawsze usprawiedliwienie, które fundują spóźnialscy przełożonym i kolegom w rosyjskich firmach. W konkursie brały udział wszystkie zainteresowane strony: spóźnialscy, ich koledzy i przełożeni.

Wśród pracodawców zwyciężyła menedżerka Nadieżda Maslennikowa. Jej pracownik spóźnił się z powodu gęstej mgły, w jakiej znalazł się, gdy wyszedł nad ranem z domu poznanej poprzedniego wieczoru damy. Błąkał się, nie mogąc odnaleźć drogi do metra. W końcu postanowił przeczekać niekorzystne warunki meteo w jakimś ciepłym pomieszczeniu. Domagał się usprawiedliwienia z tytułu „okazanego heroizmu i pomysłowości w trudnych warunkach pogodowych i konieczności odreagowania przeżytego stresu”. Ktoś inny napisał: „Podczas golenia skaleczyłem się w nos i nie mogłem znaleźć plastra”. Jeszcze poważniejszy powód do spóźnienia miał facet, któremu w domu pomalowali klatkę schodową i wychodząc, przylepił się biedaka do ściany.

Moja faworytką jest Ludmiła Srebrennikowa. Ludmiła mianowicie napisała: „Przychodzę do pracy coraz później, bo rankami biegam ze swoim psem i razem witamy wschodzące słońce. A ono wschodzi każdego dnia później. Tak będzie do 22 grudnia. Po tej dacie zobowiązuję się przychodzić do pracy coraz wcześniej”.

A ty, dlaczego się dzisiaj spóźniłeś?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *