Inspiracje i przydasie: Marcin Wicha – „Jak przestałem kochać design”

Mam przeczucie podobne do przeczucia Marcina Wichy: że przedmioty to wszystko, co po nas pozostaje. Oraz, że z designem jest jak z policją. Nigdy go nie ma, kiedy naprawdę jest potrzebny.

Czytam mało. Być może dlatego, że zarabiam na życie czytaniem. A być może z jakichś innych powodów, które dla mnie samej nie są oczywiste. To prawdziwy coming out, w czasach stron „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka” i „Nie jestem statystycznym Polakiem, czytam książki”. Z Instagrama i Facebooka atakują mnie zdjęcia stosów książek. Patrząc na nie, czuję zażenowanie. Pokazywanie książek wydaje mi się czymś prawie nieprzyzwoitym, być może dlatego, że nie rozumiem do-czego-to-niby-ma-służyć.

Czasem widzę cytaty z tych książek, udostępniane na fb. Nie przekonują mnie do siebie. Wręcz przeciwnie: utwierdzają mnie w przekonaniu, że mój czytelniczy minimalizm jest dla mnie dobry.

Czasami jednak coś tam przeczytam. Tym razem to „Jak przestałem kochać design” Marcina Wichy. Przeczytałam też opinie na temat tej książki i znalazłam w nich zarzuty, że chaotyczna, że przydałby się redaktor, który by to uporządkował, że puentę sobie trzeba tu i ówdzie dośpiewać, że napisana lekko – wręcz za lekko, że teksty krótkie jak wpisy na blogu.

Otóż. Wszystko jest względne. Dla mnie to zalety. Chaos u Wichy, jak każdy szanujący się chaos, ma swoją strukturę. Tak, to nie jest „Zbrodnia i kara” (naprawdę jest tylu chętnych do przeczytania jakiejś nowej „Zbrodni i kary”? nie wierzę). „Jak przestałem kochać design” nie jest historią dizajnu poczynając od tłuków pięściowych, a na nowomodnych pizdrykach kończąc. A może jest, ale bardzo osobistą.

Co do dośpiewywania sobie puent. Po pierwsze – nieprawda to, po drugie – ja akurat lubię tę wolną przestrzeń pozostawioną przez autora – na własne skojarzenia, własne anegdoty albo gorzkie westchnięcie. W tej wolnej przestrzeni ja mogę mieć myśli podobne do twoich, ale niewykluczone, że będziemy myśleć o czymś zupełnie innym. To felieton, cudowna forma, która ginie jak piękne i użyteczne przedmioty.

Staram się zachowywać przyzwoicie i nie spojlerować, chociaż sporo mnie to kosztuje, bo niektóre historie z „Jak przestałem kochać design” to prawdziwe perełki. Na przykład ta o lekcji projektowania, udzielonej przez pewną hrabinę, albo o arystokratce, która zapragnęła wydać książkę o życiu swojej prababci.

A całość zaczyna się w chwili śmierci ojca autora, architekta Pawła Wichy:

„Uczucie bezradności dopadło mnie kilka dni później, kiedy w zakładzie pogrzebowym oglądałem błyszczący katalog z urnami.

Wszystkie modele wyglądały jak skrzyżowanie greckiej wazy i chińskiego termosu. (…) niektóre wyglądały jak staroświeckie weki z drucianym zamknięciem. (…) No i oczywiście krzyże. Wyryte. Namalowane. Przyklejone z boku. (…) Biedny ojciec. Bezwyznaniowy Żyd, zupełnie niezainteresowany kwestiami wyznaniowymi, znalazł się poza targetem.

Alternatywą był kwiatek – biała lilia lub przekwitła róża. W opinii branży pogrzebowej Polskę zamieszkują dwa rodzaje ludzi: chrześcijanie i przedstawiciele sekty florystów. (…) Ojciec nigdy by się nie zgodził na takie naczynie. To świństwo lekceważyć czyjeś uczucia estetyczne tylko dlatego, że umarł”.

Inny fragment, który na mnie zrobił wrażenie:

„Jeden z projektantów obozu w Auschitz Birkenau był absolwentem Bauhausu, Hogwartu dwudziestowiecznej architektury.

Facet spędzał czas w przestronnych i fantastycznie oświetlonych salach wykładowych, które znamy z tysięcy fotografii. Siadał na meblach z giętych rur. W Bauhausowskiej stołówce jadał z kwadratowych talerzy. (…) poznawał teorie nowoczesnej urbanistyki. Zastosował je później, planując rozmieszczenie baraków oraz obiektów, które oznaczył na planach jako „prysznice specjalnego przeznaczenia”.

Całkowicie się zgadzam z tym, że „Z designem jak z policją. Nigdy go nie ma tam, gdzie jest najbardziej potrzebny”. I tak, owszem:

„O jakości życia nie decydują najwybitniejsze osiągnięcia designu. Szczerze mówiąc, one są najmniej ważne. O polskim projektowaniu świadczą:

Kwitek na list polecony, który łatwo wypełnić, pod warunkiem że nosimy nazwisko Jan Byk i mamy wzrok jak pilot F-16 z bazy w Krzesinach;

Formularz PIT, z szro-szarymi polami i mętnym opisem, którego przekaz brzmi: znajdź księgowego, który to wypełni, a potem módl się i krzyżuj palce (…)

Oznaczenia autostrad, a szczególnie zjazdu na Grodzisk Mazowiecki (naprawdę nie chciałem jechać do Poznania)”.

Podzielam też strach autora przed przestronnymi mieszkaniami „które wyglądają, jakby ich właściciele właśnie posegregowali i rozdali całą majętność, czytali wyłącznie e-booki i nigdy, przenigdy, nie kupili dziecku miniatury latarni morskiej w Łebie”.

I podzielam przeczucie, że przedmioty to wszystko, co po nas pozostaje. Nie wiem, kim był człowiek, który na wyspie Bali zrobił ten pokrowiec na matę do jogi z rattanu i skóry (na zdjęciu). Pokrowiec kupiłam używany, daję mu drugie życie. Ilekroć biorę do ręki ten – moim zdaniem – piękny przedmiot, myślę o jego autorze z wdzięcznością.

6 Komentarze: “Inspiracje i przydasie: Marcin Wicha – „Jak przestałem kochać design”

    1. To się nie wyklucza. Moje porządki Zen zredukowały te logi o połowę, a i tak uważam, że za dużo mam tego śmiecia.

  1. Coś jest z tymi trumnami. Gdy 7 lat temu zmarła moja mama, dało się wybrać urnę (mama życzyła sobie spopielenia) prostą, drewnianą, którą bez trudu uniosła jedna osoba. Gdy niecałe dwa lata temu chowaliśmy wujka, najmniejsza urna była wielkości niemal połowy trumny, mosiężna (oczywiście paskudna), a niosło ją na specjalnych noszach dwóch osiłków.
    Pewnie drewniane były za tanie.

    1. Chyba zawsze było tak, że rzecz prosta kosztowała drożej, niż taka ze szlaczkiem. No ale w branży pogrzebowej to mi się wydaje wyjątkowo nieetyczne.

  2. Branża pogrzebowa musi swoje zarobić… Ostatnio zadumałam się u mojego dentysty, któren zawile mi tłumaczył dlaczego z tyłu szczęki chce mi robić pięknego zęba z najlepszych (najdroższych) materiałów a ja przecież chcę się spalić własnie dlatego, żeby nikt mojej bezzębnej czaszki kiedyś nie komentował… Tanio ma być, tanio!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *