BuJo, czyli Bullet Journal

BuJo to nie jest określenie huśtawki w dziecięcym narzeczu, ale skrót od Bullet Journal. Bullet – to znacznik, a bullet journalling to na dobrą sprawę system list To Do (rzeczy do zrobienia). Autorem systemu jest Ryder Carroll. Carroll jako dziecko miał problemy z koncentracją uwagi, czemu prawdopodobnie nie sprzyjał fakt, że to amerykańskie dziecko chodziło do szkoły w Wiedniu. Nauczyciele usiłowali go – bezskutecznie – nauczyć prowadzenia notatek. Tymczasem on nie odrabiał lekcji, bo cały swój czas poświęcał na organizowanie pracy. Z czasem kulę u nogi przekształcił w skrzydła: opracował system, który pozwolił mu ukończyć dwa kierunki studiów.

Jak to ujęła jedna moja znajoma: „Koleś wynalazł zeszyt. Idę po flaszkę…”. Proponuję od razu dwie flaszki, ponieważ kolo wynalazł przy okazji pismo odręczne.

Wbrew pozorom zeszyt Rydera to trochę jajko Kolumba: pokazuje, że do dobrego zorganizowania się i – jak to się teraz mówi słowem-wytrychem – „ogarnięcia rzeczywistości” wystarczy zwykły zeszyt i długopis. I że ten zwykły zeszyt można zapełnić istotnymi treściami  we własny, indywidualny sposób.

Co to jest BuJo?

To zeszyt, w którym zapisuje się listy rzeczy do zrobienia, z uwzględnieniem planowania miesięcznego, tygodniowego i dziennego (przy czym można któryś pominąć). Użytkownicy wpisują też namiętnie listy osiągnięć. To rzecz przydatna w kształtowaniu nawyków. Piszą, co chcą robić przez kolejne 30 dni, na czym im zależy i każdego dnia odznaczają, czy się to im udało. Dzięki temu widzą, czy zbliżyli się do celu.

Czego potrzeba?

Wystarczy zwykły zeszyt i długopis. Nie warto inwestować w wypasione notesy i wymyślne pizdryki jak taśma washi, naklejki, duperelki, gadżety, pierdolety, dopóki się nie wie, czy w ogóle chce się prowadzić taki system notatek. Najczęściej polecanym do BuJo notesem jest Leuchtturm 1917 w kropki (i krytykowanym równocześnie za to, że tusz przebija przez papier).

Jak zacząć?

Najpierw należy ponumerować strony w notatniku. Pierwsze 2-3 strony należy poświęcić na indeks, ponieważ zapisywane listy rzeczy do zrobienia przychodzą w takiej kolejności, w jakiej toczy się życie. Po ich zapisaniu wpisuje się je do indeksu. Tak między nami mówiąc, wcale nie trzeba tego robić, ale dla większości użytkowników BuJo ma to sens.

Co poza tym?

  • Kalendarz ogólny (Future log) – do zapisywania zadań i wydarzeń, o których wiadomo z dużym wyprzedzeniem.
  • Kalendarz miesięczny (Monthly Calendar) – do zapisywania zdarzeń i zadań w bieżącym miesiącu.
  • Miesięczna lita zadań (Monthly Task-list) – do pilnowania zadań do wykonania w danym miesiącu.
  • Zapis dzienny (Daily log) – zadania na konkretny dzień.

Oprócz tego

Klucz, czyli system jak najprostszych znaków, żeby orientować się w typie zapisanych danych.  Można skorzystać z gotowych, można wymyślić swój własny klucz. Najpowszechniej stosowane wyglądają tak:

∙ (kropka) oznacza zadanie

○ (kółko) oznacza wydarzenie

– (dywiz) oznacza notatkę

Można tworzyć dowolne znaczniki i kategorie, ale im prościej, tym lepiej: mają ułatwiać życie i kojarzyć się odruchowo, a nie zmuszać do szperania w ściągawce z kluczem.

Przepływ zadań

Wieczorem lub rano następnego dnia należy zajrzeć do BuJo i przyjrzeć się zadaniom – dokończonym i niedokończonym. W zależności od okoliczności można je przełożyć na następny lub inny dzień albo w ogóle z niego zrezygnować. W zalezności od okoliczności zaznaczamy je symbolem z przyjętego klucza jako rozpoczęte, wykonane, anulowane lub przeniesione.

klucz_1057038821047153_3939346498324492498_n

Kolekcje

Muszę wyznać, że nazwanie „kolekcją” spisu pomysłów i inspiracji nieziemsko  mnie śmieszy. Kolekcje to ma Ronald Lauder, Philip Niarchos albo Luwr.  Ale nie będę się kłócić o słowo (bo mi się nie chce). Same natomiast listy tego typu wydają mi się pożyteczne. Co ludzie w nich umieszczają? Stałe opłaty, pogodę, co w tv, pomysły na bloga, menu, ilość wypitej wody, propozycje dań, chciejlisty, dokumentację wspomnień, praktykowanie wdzięczności, kosmetyki i gadżety do wypróbowania, książki do przeczytania, zakupy do domu, wydatki i wpływy, przydatne adresy, listy przetworów do zrobienia, książki pożyczone innym, wydarzenia, w których chcą wziąć udział, listy prezentów, aktywności do wypróbowania, rytuały do wprowadzenia, ilość kroków zrobionych w ciągu dnia, ilość przespanych godzin, przebiegniętych kilometrów, przepisy kulinarne itd., itp.

Jakie masz śliczne szlaczki!

Jeśli przyjrzeć się BuJo prezentowanym na portalach społecznościowych, można odnieść wrażenie, że wiele osób skupia się głównie na rysowaniu, kaligrafii, dekorowaniu swoich zeszytów na rozmaite sposoby, a planowanie i organizacja poszły na przerwę. W jednym z filmików na yt, poświęconym BuJo, vlogerka powiedziała o innej vlogerce: „prowadzi PIĘKNY bullet journal”. Wraz z tymi słowami wszelkie praktyczne cechy BJ zniknęły, przykryte formą.

Na portalach społecznościowych rozlegają się też krzyki rozpaczy „Nigdy tak nie będę umiała!”, „Wszystkie moje napisy są krzywe!”, ale nie spotkałam jeszcze ani jednego wpisu, ubolewającego nad kompromitującą ortografią. Ponieważ jednak – w pewnej mierze również dzięki BuJo – coraz więcej osób zaczyna zajmować się kaligrafią, jest i nadzieja dla poprawnej ortografii (i obym się nie myliła).

Być może część osób korzystających z tego systemu to maniacy papierowi z silną potrzebą ozdabiania. Poza tym każdemu jego porno oraz każdy ma swoje własne wypracowane sposoby marnowania czasu. Niezależnie od tego, czy notes jest pooklejany taśmami washi, nalepkami, z kaligraficznymi napisami, pieczątkami, czy pobazgrolony albo minimalistyczny – może być przydatnym narzędziem.

Dla mnie piękny notes to ten (przy czym mam dysonans poznawczy – jak osoba z TAKIMI paznokciami może stworzyć coś tak minimalistycznego i ładnego?): klik-klik-kllik

Dla porównania – męski BuJo: klik-klik-klik

A tu BuJo żony tego pana: klik-klik-klik

W następnym wpisie opowiem, co wzięłam z BuJo dla siebie – ponieważ, jak powiada przysłowie, łaska może płynąć przez pysk zdechłej krowy, a uczyć się trzeba choćby i od diabła.

W Wy z jakich korzystacie sposobów planowania?

 

Podobne: Jak przegrałam z minimalizmem

 

 

9 Komentarze: “BuJo, czyli Bullet Journal

  1. Dobry wpis :)
    Podoba mi się Twój dystans od wszystkich dupereli i pierdoletów. Sama ich trochę mam, ale nie wpadam w manię, a mój bujo na pewno nie należy do tych hiperozdobnych i multikolorowych.
    Rysunki i ozdabianie nie zawsze oznaczają marnowanie czasu – niektórym pozwalają się wyciszyć, skupić i wręcz przygotowują do bardziej efektywnego planowania. Albo są po prostu sposobem na relaks. Problem, gdy faktycznie zaczyna się przerost formy nad treścią, ale co komu potrzebne.

    Literówka (cyfrówka? :)) Ci się wkradła w nazwę Leuchtturm – powinno być 1917. I do, kroćset, nie wszyscy krytykują za prześwitujący papier! Mi to na przykład zupełnie nie przeszkadza :D

    1. Dzięki za wyłapanie literówki – paluszek mi się omsknął na klawiaturze :)
      Ja oczywiście uważam, że ze swoim kajetem każdy ma prawo robić, co mu się podoba i co mu sprawia przyjemność; niemniej w wyścigu do piękna ginie główna idea: minimalizm, zorganizowanie i produktywność. Przy czym uważam, że żyjemy w kulcie produktywności i pozbawiamy się czerpania przyjemności ze zwykłych czynności.
      Mam mało pierdoletów, natomiast poszło mi w pieczątki. Mam ich masę. Może mam mentalność carskiej biurwy, lubię sobie przyłomotać pieczątką w zeszycie :)
      Oczywiście – nie wszyscy narzekają na przebijanie papieru w Leuchtturmie. Zresztą moim zdaniem to pretensja do garbatego, że ma dzieci proste – to nie jest zeszyt do rysowania; jak ktoś chce malować, to powinien wybrać zeszyt ze specjalnym papierem (w Midori jest taki, w którym można malować akwarelami i nic się złego nie dzieje).
      PS. Bardzo mi się podoba to, co robisz u siebie na blogu :)

  2. no i wzdech.Nigdy czegoś takiego bym nie umiala prowadzić.
    I co dzień bym szukała gdzie go położyłam w widocznym k…. miejscu przecież!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *