Tymczasem obserwuję pewien upowszechniający się sposób narracji. Umieszcza się w sieci ośmieszające zdjęcia bez zgody „modeli”, a następnie ma się „bekę z…”. Przykładem takiego postępowania z cudzym wizerunkiem jest blog „Faszyn from Raszyn”. Uważajcie na siebie, potencjalne obiekty. Zapewne i z was da się wyciągnąć śmieszność, brzydotę i bezguście, to tylko kwestia warsztatu.
Miałam nie tak dawno temu kran z butelki. Studenci-racjonalizatorzy ze „Student potrafi” mogliby mi prać trampki, taki to był ergonomiczny, tani i funkcjonalny kran. Służył w mojej kuchni pół roku, a jego zdjęcie zamieściłam na swoim wallu na fb, w pełni świadoma, że narażam się na śmieszność (bo w sumie co za problem wezwać magika od kranów?). Natomiast gdyby ktoś, bez mojej wiedzy, cyknął fotę temu kranikowi i ją opublikował, zapewne szybko zapoznałby się z anatomią swoich flaków.
Tymczasem obserwuję pewien upowszechniający się sposób narracji. Umieszcza się w sieci ośmieszające zdjęcia bez zgody „modeli”, a następnie ma się „bekę z…”. Doskonałym przykładem takiego sposobu postępowania z cudzym wizerunkiem jest blog „Faszyn from Raszyn”. Chociaż jego autorka (anonimowa!) w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” twierdzi, że jej „blog pokazuje ofiary konsumpcji, które bezmyślnie podążają za trendami i są całkowicie pozbawione samokrytycyzmu”, to sprawa wygląda inaczej. Bo chwilę później mówi, że otrzymuje dużo zdjęć od fanów bloga, ale „nie wszystkie się nadają. Oceniając te zdjęcia, doszłam do wniosku, że to jest też pewna umiejętność sfotografować obiekt tak, żeby wyciągnąć z niego całą brzydotę, dosadność i śmieszność”.
Zatem uważajcie na siebie, potencjalne obiekty. Zapewne i z was da się wyciągnąć śmieszność, brzydotę i bezguście, to tylko kwestia warsztatu.
A dalej, w tym samym wywiadzie, autorka zapewnia „Nie, ja pokazuję rzeczywistość. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy kogokolwiek obrażać, wyśmiewać się. Faszyn to blog dokumentalny Mam ciągoty copywriterskie. Czuję się zobowiązana, żeby trzymać poziom podpisów. Są pełnoprawną i nieodłączną częścią bloga”.
Przyglądam się tej „dokumentacji” (dobra dokumentacja powinna być między innymi dokładna, kompletna, spójna, wyposażona w krótki opis tego, co zawiera, podpisana imieniem i nazwiskiem dokumentalisty). Zdjęcie chorobliwie otyłej kobiety, podpis do niego: Hel(l)skie fokarium, ciężko to skomentować (aha, to jest podpis, który trzyma poziom, dobrze wiedzieć). Kobieta w źle dobranych leginsach, obcisłej różowej bluzce; podpis – Weronika z Grudziądza kocha bawić się modą. Para w strojach ślubnych – ona otyła, on chudziutki; podpis – Myślisz, że to ty przegrałeś życie. Stara kobieta o lasce, w chustce i swetrze z napisem „Adidas”; podpis – True vintage. Kilkudziesięcioletnia kobieca noga, której palce wyjeżdżają przodem z sandałów. Podpis: Krakowskie glebogryzarki. Otyła kobieta przy ladzie, tyłem. Podpis: – …i frytki do tego. Chorobliwie otyła kobieta w siatkowym ubraniu o wielgachnych okach. Podpis na miarę ciągot copywriterskich: Wyrób garmażeryjny pozyskiwany z tuszy wieprzowej. Panna młoda z obwisłym biustem i w źle dobranej sukni. Podpis: Lepszy dobry flak w garści niż balon na dachu. Właśnie żenometr mi się zawiesił.
Na niektórych zdjęciach (podejrzewam, że pochodzących jednak ze świata) uwieczniono prostytutki najtańszego sortu, transwestytów, osoby psychicznie chore. Zdjęcie z Polski w tym stylu: ewidentnie pijana, półgoła kobieta w autobusie, ze szklanką w ręce i torbą z Lidla – podpis: Lidl – mądry wybór.
Zdjęć pijanych nagich kobiet w przestrzeni publicznej jest na tym blogu więcej. Chciałabym wierzyć, że te kobiety zostały wykorzystane tylko tak i tylko przez Faszyn from Raszyn, ale jakoś słabo mi idzie. Ponieważ nie mam już 26 lat, jak anonimowa autorka bloga. Ponieważ wiem, że świat jest szczególnie podły i okrutny wobec bezbronnych.
Poza tym wiem, że moda jest zawsze elitarna, a kicz jest demokratyczny. Wiem, że białe kozaczki są bardzo śmieszne, ale białe kozaczki od Versace albo Prady śmieszą jakoś mniej. Wiem, że skarpety do sandałów nosili Egipcjanie i samuraje, a Rzymianie by nie wytrzymali w Brytanii w swoich sandałkach i raz dwa wyciągnęli kopyta na influencę (tak, oni też nosili skarpety do sandałów). Więc skarpety do sandałów to obciach, ale kiedy zaprezentuje je Prada, to znowu – zaczyna to być styl, a nie bezstylowie. A Birkenstocki do najbrzydsze buty świata, ale tylko dopóki ich nie założą siostry Olsen.
Marek Krajewski, w „Widoku. Teoriach i praktykach kultury wizualnej” tak pisze o FfR: „Na zdjęciach widać osoby, które są w pewnym sensie wolne od rygorystycznej kontroli nakładanej na cielesność i wygląd, które odważyły się być w zgodzie z tym, co podpowiada im własna fantazja, pragnienia, wyobrażenia na temat tego, co piękne. Reakcje na wizerunki takich jednostek doskonale pokazują, że chociaż żyjemy w świecie ceniącym sobie oryginalność i indywidualizm, to niekoniecznie aprobowane są podobne zachowania w wykonaniu przedstawicieli wszystkich grup społecznych” .
Poruszona wywiadem w WO, socjolożka Aleksandra Bilewicz napisała do redakcji list, w którym między innymi mówi tak: „Jest to forma klasowego resentymentu – słabo zawoalowane wyśmiewanie się z osób o niższym statusie społeczno-ekonomicznym oraz mniejszym kapitale kulturowym. Choć autorka bloga twierdzi, że źle ubrane bywają osoby o różnym statusie majątkowym, a osoba biedna może nosić się skromnie, ale gustownie, to nieprzypadkowo jej najlepszym „łowiskiem” są okolice Dworca Wileńskiego, ubogiej części warszawskiej Pragi. Jest oczywiste, że osoby biedniejsze, mniej wykształcone, mają mniej wyrobiony gust, nie stać ich również na estetyczne, wysmakowane ubrania. Osobie, której troską jest związanie końca z końcem, mniej pozostaje czasu i energii na dbałość o własny wygląd, na refleksję nad tym, czy skarpetki pasują do sandałów”.
Do dzisiaj nie otrzymała od redakcji odpowiedzi. Cały list można przeczytać tutaj: Nowe Peryferie.
Jakiś czas później w GW ukazał się wywiad Aleksandry Boćkowskiej z Januszem Noniewiczem, co jednak nie bardzo można uznać za odpowiedź, a raczej za zdarzenie z gatunku „nie wie lewica, co czyni prawica”.
Za to autorka FfR otrzymuje „nieprzyjemne maile, groźby od tych, którzy zostali przedstawieni. Mąż jednej z osób, którą pokazałam, napisał, że już do mnie jedzie. Użył sporo epitetów”. Laboga! Mąż kocha źle ubraną żonę i chce jej bronić! Świat gnije!
Od biedy jednak jestem w stanie zrozumieć autorkę, która najwyraźniej jeszcze niewiele w swoim życiu widziała, a poza tym rozporządza empatią rozwielitki i wyobraźnią dzięcioła pstrego. Ale nie rozumiem, jaki cel przyświeca redakcji „Czterech kątów”, publikującej tekst „Zdjęcia mieszkań z serwisów ogłoszeniowych”. Zasada jest ta sama. Mieszkanie urządzone w latach 60., 70. i 80. I straszna beka z tej boazerii w przedpokoju i kuchni. Ale tu już nie znalazł się nikt, komu by to się podobało, a 653 lajki zgarnął krótki komentarz wmc-33: „Osobiście z mieszkań ludzi ledwo wiążących koniec z końcem bym się nie naśmiewał”. A inny komentator, Alexmac, dodaje: „Yes, tak mieszkają Polacy, zwłaszcza ci ze średnimi i niskimi dochodami, ze średniego i starszego pokolenia. Tak mieszkają z wielu powodów. (…) nawet jeśli właściciel takiego mieszkania ma na koncie 100 czy 200 tysięcy oszczędności, to często woli je np. dać dzieciom lub wnukom, żeby miały przynajmniej na wkład własny, i słusznie. Poza tym dla wielu ludzi wystrój ich mieszkania nie jest sprawą życia i śmierci. Mają inne priorytety niż „co powie na to Gazeta Wyborcza”, zwłaszcza że ich znajomi też często są normalni i nie oceniają innych po tym, czy mają dizajnerską deskę klozetową” (100 lajków).
Dokładnie ten sam sposób opowiadania o innych i komunikowania się nimi prezentują niektóre programy telewizyjne, mające pomóc otyłym zrzucić parę kilo i doprowadzić się do wyglądu. W Polsce kilka lat temu była to „Agentka do zadań specjalnych”, której zawsze towarzyszyła waliza samolotowa na kółkach, rura, do której wrzucała jedzenie spożywane przez bohatera programu, chuda dupa i kwaśna mina. Znak firmowy: ton wyższości, satysfakcji i ukontentowania faktem, że ktoś utył, źle wygląda albo że niemądrze się odżywia (Z tych spodni wiesz co? Trochę wyrosłaś. A tę bluzeczkę lubisz, prawda? Chyba ją kupowałaś razem z Dodą). Pomoc niesie, bo jest profesjonalistką. Troskę skombinuj sobie sama.
Gwoli sprawiedliwości muszę powiedzieć, że w zagranicznych programach bywa podobnie, ale nie jestem szczególnie na czasie, ponieważ ośmieszanie i upokarzanie gości przed kamerą nie jest tym, co chcę oglądać.
Wnioski końcowe.
- Pracuję na Starym Mieście. Przysięgam, nigdzie nie ma takiego obdarcia, jak tu. Ubierzesz się trochę lepiej niż do sprzątania garażu – i wyglądasz jak radioaktywny. Moja hipoteza jest taka, ze turistats przywożą najgorsze rzeczy, żeby potem je porzucić w Polsce i nie płacić za nadbagaż. No i są w trybie wakacyjnym, rozluźnieni i wdupiemający to, jak wyglądają. Umieszczenie ich zdjęć w sieci niczego nie zmieni.
2. Zgadzam się z komentarzami do wywiadu w WO: „Fajna inicjatywa to taka w której autorka bloga wrzuca tam swoje zdjęcia, podpisuje je równie nieelegancko jak zdjęcia innych przy czym świetnie się z tym czuje, a cała Polska rży”. „Jakby kretynki i kretyni, którym szmaty przesłaniają pozostałe aspekty życia wytłukli się w walce o to, co należy nosić, byłaby lepsza pula genowa dla następnych pokoleń”.
3. Wbrew pobożnym życzeniom twórców takich blogów i tekstów, jak FfR, programów telewizyjnych etc., młodość, zdrowie, piękno i dobry gust niekoniecznie są sprawą wyboru, odwrotnie od tego, czy jest się chamem dobrowolnym, czy nie.
4. To wszystko wpisuje się w hejt, czyli mowę nienawiści. Ja myślę sobie jednak, że to bardziej mowa bezmyślności.
5. Podtrzymuję pogląd, że nie ma siedmiu grzechów głównych. Grzech podstawowy i śmiertelny to brak wyobraźni.
Miłego dnia wszystkim życzę. Nośta, co chceta.
Ilustracja otwierająca: atak womitacji na akapit lub gdzie popadnie.
John Arderne, De arte phisicali et de cirurgia, England ca. 1425 (Stockholm, Kungliga biblioteket, X 118)
Czy można wyznać Derektorstwu miłość? Nawet, jeśli się nie powinno, to ja wyznam.
Można, Derekcja od razu jest lepiej zmotywowana do częstszego pisania:)
Był sobie człowiek, który prowadził prześmiewczego bloga modowego. Z samym sobą w roli modela. Żałuję, że nic nowego już nie pisze. http://warsawfashion.blogspot.co.uk/
Pamiętam go, był świetny!
Naprawdę, Bóg Zapłać, za to nośta co chceta!
Doskonałe podsumowanie FFR i całej reszty. też KOCHAM DEREKCJĘ ! :)*
Świetnie, Derekcja uwielbia być kochana!
Myślę sobie, że chyba nigdy jak obecnie, nie było tylu prób zawłaszczenia cudzej przestrzeni. Ubiór regulowały przepisy – cham nie mógł założyć sukni z trenem i brylantami, należało mu się płócienne giezło. Teraz każdy każdemu dyktuje, co ma nosić, co jeść, jak spędzać czas. Kiedy widzę tytuł „21 potraw, które musisz ugotować w lutym”, zaczynam zębami jadowymi rysować parkiet. Otóż nic nie muszę, a już zwłaszcza nie muszę tego, co ktoś myśli, że muszę.