Kiedy pracowałam w „Filipince”, to pismo to miało rubrykę savoir-vivre’u „Ada, to nie wypada”. Kiedyś napisała jakaś czytelniczka: Droga Ado! Moje ciocie mnie przy każdej okazji dręczą nietaktownym pytaniem: „Kiedy wreszcie wyjdziesz za mąż?” Studiuję, więc jestem zajęta, no i nie spotkałam dotąd nikogo, z kim chciałabym się związać na resztę życia. A w ogóle, co je to obchodzi. Czy mogę odpowiadać tak, jak do tej pory: – Nie mam czasu na pierdoły!
Ada jej odpisała:
– Jezus Maria! Dziewczyna, wydawałoby się kulturalna, studiująca, a wyraża się jak facet spod budki z piwem!
Ponieważ ja już nie studiuję, a budki całkiem gdzieś zniknęli, to sobie pozwolę nazwać rzecz po imieniu: jak się nie ma czasu na pierdoły, to najlepiej mieć obiad, który robi się poniekąd sam, albo można go zrobić dnia poprzedniego i w dniu newralgicznym bezproblemowo odgrzać. Zupy się do takiego traktowania nadają najlepiej.
To przechodzimy do ad remu.
Zupa z dyni
Pół kilograma dyni należy pozbawić skóry i pokroić w kostkę. Przesmażyć na maśle wraz z połówką cebuli i jasną częścią pora. Alternatywnie – dynię upiec w piekarniku (będzie smaczniejsza), a przesmażyć tylko cebulę i por. Przesmażyć także z pokrojonymi w kostkę: marchewką (jedną sztuką), pietruszką (jedną, niebogą) i szczątkiem selera. Wszystko wpizgnąć do garnka, zalać dużym kubkiem bulionu warzywnego (z kostki), dorzucić łyżeczkę vegety, odrobinę gałki muszkatołowej i niewielki kawałek startego imbiru. Przykryć, niech się gotuje.
Następnie zupę zmiksować, dolać do niej sok z sosistej pomarańczy i doprawić pieprzem oraz śmietaną.
Ta zupa najlepsza jest z zacierkami, które – jak nieomal wszystko – można kupić gotowe. Ja robię osobiście, ponieważ to jedna z niewielu czynności okołokulinarnych, którą lubię, bo ma walor medytacyjny.
Zacierki
Zacierki robi się z jajka, szczypty soli i takiej ilości mąki, jaką jajko zabierze. Ciasto ma być zwarte i twarde. Po zagnieceniu takiej twardej kuli odrywa się malutkie kawałki i wrzuca je bezpośrednio do zupy. Czynność ta znakomicie oczyszcza umysł ze zbędnych złogów.
Zupa dziadowska
Ta zupa chyba w normalnych rodzinach nazywa się zupą zacierkową. U mnie jest to zupa dziadowska i bez dyskusji. Gotuję włoszczyznę, jak się ugotuje – odławiam i wrzucam do wywaru ziemniaki pokrojone w kostkę. Następnie pizgam do gara zacierki. Na koniec dodaję jeszcze cebulę, podsmażoną na oleju.
Trochę mi wstyd pisać oczywistości: że pieprz, że natka pietruszki i blablabla. No ale piszę, bo może ktoś nie wie.
Na koniec chciałam powiedzieć: pytajcie swoje matki i ojców, jak coś gotują. Ja mam jakiś ślad pamięciowy, że moja mama gotowała zupę dyniową, rozgotowując dynię w mleku, ale nie mogę już zapytać, czy mi się to uroiło, czy nie.
Inne teksty o zupach i jedzeniu:
Zupa z soczewicy i groszku
Po meksykańsku
Potpourri
Targowisko (śniadaniowej) próżności
Ilustracja otwierająca: Lemur /Der Mongoos, Cynocephalus capite vulpino, Mongooz, Le Mongous (Edwards 1776).
Wszystko tylko nie vegeta, wydaje mi się, że wszystkie zupy z nią smakują tak samo.
Obowiązku nie ma, nieustająco powtarzam, ze dokładnie przepisy są dla mięczaków :)
nie uroiło ci się. dynię gotuje się osobno do miękkości w wodzie, a następnie rozgniata widelcem i wrzuca do wrzącego mleka. dodaje się utarte z cukrem żółtko, łyżkę masła, szczyptę soli i ugotowany makaron (ile tam kto lubi). zupa może mieć różne konsystencje, ja ją lubię taka średnio-gęstą – wszystko zależy od ilości dyni. moja ulubiona zupa dzieciństwa :)
Dzięki (swoją drogą jakie to dziwne rzeczy człowiek w głowie przechowuje…).